Bez wzmocnień - czy to wystarczy?
Treść
Piłkarze Wisły Kraków i Legii Warszawa mieli jutro zmierzyć  się na Stadionie Narodowym w meczu o Superpuchar Polski. Pojedynek  został jednak odwołany, a zatem obie ekipy muszą obejść się bez próby  generalnej przed czekającymi je w przyszłym tygodniu pierwszymi  spotkaniami 1/16 finału Ligi Europejskiej. Wisła przystąpi do nich w  niezmienionym - w porównaniu do jesieni - składzie. Legia osłabiona, bez  Ariela Borysiuka. Działacze obu klubów uznali, że stan posiadania z  końcówki ubiegłego roku powinien wystarczyć do sukcesu. Czy słusznie? 
Wisła  do 1/16 LE awansowała rzutem na taśmę, szczęśliwie, dzięki pomocy  duńskiego Odense, które w ostatnich sekundach meczu w Londynie pogrążyło  pewny siebie Fulham, dając przepustkę krakowianom. Mistrzowie Polski  przeżywali wtedy ogromne problemy kadrowe, skład przetrzebiły kontuzje, a  na ławce, w roli tymczasowego trenera, zasiadał Kazimierz Moskal. Dziś  niewiele się zmieniło. Moskal dostał kredyt zaufania od włodarzy,  pozostał na stanowisku. Za takim rozwiązaniem optowali też piłkarze,  zadowoleni ze współpracy z byłym asystentem Roberta Maaskanta. Skład  pozostał taki sam, z tym że do gry wróciła większość z kontuzjowanych  jesienią graczy. To dało działaczom argument uzasadniający bierność na  transferowym rynku. Stan Valckx, najlepszy dyrektor sportowy w  ekstraklasie, zimą był praktycznie bezrobotny, choć nieco wcześniej  deklarował konieczność sprowadzenia jednego, dwóch nowych graczy. W  końcu ogłosił, że Wisła nikogo nie potrzebuje. O wzmocnienia nie  zabiegał też Moskal. Nie jest tajemnicą, że krakowianie nie dysponują  górą pieniędzy. Te miał przynieść spodziewany awans do Ligi Mistrzów,  ale nie przyniósł. Mogła sprzedaż piłkarzy, ale pod Wawelem nie ma zbyt  wielu młodych, perspektywicznych zawodników. To efekt fatalnej polityki  kadrowej z ostatnich lat. Wisła przystąpi zatem do bojów ze Standardem  Liege w składzie z jesieni. W meczach sparingowych prezentowała się  nieźle, błyszczeli Maor Melikson i Ivica Iliev, ale też nie zdążył się  wyleczyć Radosław Sobolewski, czyli lider zespołu i człowiek od zadań  specjalnych. Kolejną kontuzję złapał również Rafał Boguski. Moskal drży o  zdrowie swych piłkarzy, bo wie, że kadra wcale nie jest tak szeroka i  mocna, jak by się mogło wydawać. Tymczasem Standard to zespół do  pokonania, podobnie jak potencjalny kolejny rywal wiślaków: Hannover  bądź Club Brugge. Wisła ma całkiem niezłą drogę do ćwierćfinału  rozgrywek, ale zimą działacze nie zrobili nic, by uczynić ją łatwiejszą,  choć gołym okiem można było dostrzec pozycje (szczególnie w defensywie)  wymagające wzmocnień.
Legia była na transferowym rynku aktywniejsza.  A może właściwsze będzie stwierdzenie, że robiła więcej szumu.  Negocjowała pozyskanie hiszpańskiego napastnika Sergio Koke, ale nie  doszła z nim do porozumienia. Testowała reprezentanta Japonii Daisuke  Matsuiego, lecz Azjata nie przekonał do siebie na tyle, by pozostać w  stolicy na dłużej. Przez chwilę działacze sugerowali, że mogą sprowadzić  kolejne, po Danijelu Ljuboji, głośne nazwisko, jednak nic z tego nie  wyszło. Jakby tego było mało, ofertę z Kaiserslautern przyjął Borysiuk.  Młody pomocnik jesienią był wiodącą postacią zespołu, trener Maciej  Skorża, gdyby mógł decydować, pewnie chciałby nadal go w nim widzieć.  Legia nikogo znaczącego nie pozyskała, a ma problemy. Ljuboja dopiero co  wyleczył kontuzję, uraz żeber leczy Miroslav Radovic. Do Chin odszedł  też solidny rezerwowy Manu. Skorża nie może się doczekać napastnika,  który mógłby być partnerem (zmiennikiem) dla Ljuboji. Jakoś trudno mu  uwierzyć w Michala Hubnika, więcej czasu spędzającego w gabinetach  lekarskich niż na boisku. Warszawianie sondowali możliwość wypożyczenia  Pawła Brożka, ale ten trafił do Celtiku Glasgow. Legia zatem nie będzie  mocniejsza - a raczej trochę słabsza - niż jesienią, a otworzyła się  przed nią gigantyczna szansa awansu do 1/8 finału LE. Oto bowiem rywal,  Sporting Lizbona, znalazł się na skraju bankructwa. Ma ogromne długi,  piłkarze nie dostają pełnych wypłat, w szatni atmosfera daleka jest od  sielankowej, zespół osiąga wyniki poniżej oczekiwań. Czy nie było zatem  warto (to pytanie w stronę stołecznych działaczy, ale dotyczy też tych z  Krakowa) zainwestować w drużynę, wzmocnić ją, zwiększając tym samym swe  szanse na sukces? 
Zwłaszcza że Wisła i Legia walczą w LE dla  siebie, ale nie tylko. Dzięki temu, że awansowały do 1/16 finału, Polska  (ogółem) zanotowała najlepszy od lat występ w europejskich pucharach.  Pozwoliło to nam przesunąć się na 20. miejsce w rankingu krajowym UEFA,  na podstawie którego przyznawane są miejsca do Ligi Mistrzów i  Europejskiej. Jak wiadomo, w kwalifikacjach do Champions League może  wystąpić tylko jedna nasza drużyna - mistrz kraju. Gdyby udało się, na  początek, awansować na 15. pozycję, w eliminacjach wystartowałby także  wicemistrz Polski. 13. lokata zagwarantowałaby udział w fazie grupowej  elitarnych rozgrywek, ale droga do niej jest bardzo, bardzo daleka. Od  czegoś jednak trzeba zacząć, dlatego dopingujmy naszą eksportową dwójkę.  Każde zwycięstwo, każdy awans może mieć bowiem kolosalne znaczenie w  perspektywie niedalekiej przyszłości.
Piotr Skrobisz
Nasz Dziennik Piątek, 10 lutego 2012, Nr 34 (4269)
Autor: au
