Bezsenna noc Klicha
Treść
Piotr Falkowski
Tydzień temu na posiedzeniu Państwowej Komisji  Badania Wypadków Lotniczych jej członkowie jednomyślnie opowiedzieli się  za odwołaniem Edmunda Klicha, następnie wniosek trafił do ministra,  którego decyzja będzie ostateczna. Wniosek złożył jeden z członków  komisji Tomasz Kuchciński, ale przychyliła się do niego zdecydowana  większość składu tego gremium. Podobna sytuacja miała miejsce rok temu.  Wówczas także wszyscy członkowie komisji, z wyjątkiem samego Klicha i  jednego z jego dwóch zastępców - Andrzeja Pussaka, opowiedzieli się za  odejściem Klicha, ale minister Cezary Grabarczyk pozostawił go na  stanowisku. Tym razem Pussak był nieobecny, a sam przewodniczący nie  głosował. W efekcie okazało się, że cały obecny skład komisji jest za  jego odwołaniem.
Zarzuty kolegów pod adresem Edmunda Klicha dotyczą  wielu różnych kwestii. Jedna z nich to sposób wypełniania przez niego  funkcji polskiego akredytowanego w śledztwie smoleńskim. Członkowie  PKBWL, którzy jednocześnie byli współpracownikami akredytowanego lub  członkami komisji Millera, wskazują na szereg nadużyć i zaniedbań  swojego szefa. Miały one być przyczyną niewykonania części badań wraku i  odrzucenia przez Rosjan pewnej ilości polskich wniosków.
Po  przyjeździe do Smoleńska 10 kwietnia 2010 roku Klich przejął inicjatywę  ze strony polskiej, prowadził uzgodnienia z Rosjanami, podejmował  decyzje w sprawie wraku i rejestratorów bez jakichkolwiek uprawnień. -  Zaprowadzono nas tam, gdzie były rejestratory. Pilnował ich wartownik.  Zostały sfotografowane. Rosjanie zapytali, czy rejestratory mogą zostać  wydobyte. Po konsultacji z Edmundem Klichem zdecydowano, że tak -  wspomina świadek i członek komisji Waldemar Targalski. Klich nie miał  wówczas żadnych pełnomocnictw do decydowania o tym "w imieniu Polski" -  był jedynie przewodniczącym komisji cywilnej, ale ta nie zajmuje się  samolotami wojskowymi.
Kolejna grupa zarzutów dotyczy organizacji  pracy komisji, przede wszystkim despotycznych metod kierowania zespołem i  złej metodyki pracy, co powodowało, że zbyt dużo czasu tracono na  badanie mało istotnych incydentów. Kilku byłych członków i  współpracowników komisji ma także pretensje o nieuczciwość. Klich miał  drukować pod swoim nazwiskiem wyniki badań wypadków prowadzonych przez  inne osoby jako własne publikacje naukowe. Pojawia się też oskarżenie o  niekompetencję. Klich jest byłym pilotem wojskowym i zdobywał  doświadczenie w dziedzinie badania zdarzeń lotniczych prawie wyłącznie  na wojskowych samolotach odrzutowych, co akurat zupełnie nie pasuje do  tematyki prac komisji cywilnej. Podobno w ogóle nie zna się na większych  samolotach, w tym pasażerskich.
Edmund Klich przewodniczy komisji od  2006 r., od roku trwa jego druga kadencja. Broni się, twierdząc, że  wniosek o odwołanie "nie zawiera żadnych argumentów merytorycznych".  Jako swój sukces podaje przyspieszenie prac komisji pod jego  kierownictwem. Według jego oświadczenia przekazanego mediom, w 2005 roku  komisja zakończyła badanie jedynie 20 wypadków i gdy objął funkcję  przewodniczącego, zaległości w badaniach dotyczyły 194 wypadków, a  "dzięki jego determinacji tylko w 2006 udało się zakończyć 150  postępowań i praktycznie wyeliminować opóźnienia".
W swoim  oświadczeniu nie odnosi się do pozostałych zarzutów, w tym o nadmierną  aktywność w mediach i upolitycznienie sprawy Smoleńska. "Po katastrofie  samolotu Tu-154M (...) temperatura emocji wokół polskiego lotnictwa  wzrosła do poziomu, który sprzyja wielu nieracjonalnym ocenom i  zachowaniom. Źle się stało, że dotyczy to także członków Państwowej  Komisji Badania Wypadków Lotniczych. Do uspokojenia tych nastrojów  potrzebna jest dalsza merytoryczna i bardzo intensywna praca. I o to  będę w dalszym ciągu, w miarę możliwości dbał" - napisał Klich.
W  wypowiedziach dla mediów przed kluczowym posiedzeniem PKBWL w ubiegłą  środę Klich dawał do zrozumienia, że spodziewa się odwołania. Jednak  cały czas wspomina o tym, że rzekomo naraził się jakimś wysoko  postawionym osobom, o których ma podobno dużo wiedzieć. W ostatnich  miesiącach wyszło na jaw, że od dawna nagrywa wszystkie spotkania i  rozmowy, w tym z polskimi politykami. Być może liczy, że te nagrania  kogoś wystraszą i zostanie na stanowisku. Ministerstwo transportu na  razie milczy, ale politycy PO w swoich wypowiedziach raczej przychylają  się do odwołania Edmunda Klicha.
Nasz Dziennik Czwartek, 9 lutego 2012, Nr 33 (4268)
Autor: au
