Do fabryki zamiast do wnuków
Treść
Jak przekonać Polaków do późniejszej emerytury? Łamie sobie  nad tym głowy sztab propagandystów. Premier Donald Tusk ogłosił, że  chciałby, żeby Sejm nad przedłużeniem wieku emerytalnego pracował  równocześnie z innym rządowym projektem - zaostrzającym przepisy  dotyczące przejścia na emeryturę pracowników służb mundurowych. 
Projekt  ustawy w sprawie podniesienia wieku emerytalnego kobiet i mężczyzn do  67 lat został przekazany do konsultacji - poinformował wczoraj minister  pracy Władysław Kosiniak-Kamysz. Konsultacje międzyresortowe i społeczne  mają potrwać 30 dni. Po czym projekt trafi do Sejmu.
Rządowi spece  od propagandy musieli zrobić w ostatnich dniach prawdziwą burzę mózgów,  aby wymyślić i dostarczyć premierowi Donaldowi Tuskowi "okrągłe zdania",  jakimi szef rządu i politycy Platformy będą przekonywać społeczeństwo  do podwyższenia wieku emerytalnego. Od poniedziałku komentujący  koncepcję podniesienia wieku emerytalnego politycy PO nagle zaczęli  powtarzać: "budżet nie zarobi na podwyżce wieku emerytalnego", oraz: "w  2040 roku będzie brakowało rąk do pracy, więc osoby w wieku emerytalnym  nie muszą się obawiać braku pracy". Wczoraj premier sięgnął po  "ostateczne argumenty". Co się stanie, jeśli Polacy nie zgodzą się na  podniesienie wieku emerytalnego? - Jeśli chcielibyśmy podtrzymać obecny  wiek emerytalny, to aby móc wypłacać emerytury, musielibyśmy np. trwale  podnieść VAT na wszystkie produkty o 8 punktów procentowych - mówił szef  rządu. Ale to nie wszystko: trzeba byłoby obniżyć emerytury o połowę, a  składkę emerytalną podnieść z 19,5 proc. do 30 proc. - przedstawiał  straszną wizję Donald Tusk. - Dedykuję te dane zwolennikom referendum w  sprawie podniesienia wieku emerytalnego. Uczciwe referendum musiałoby  dotyczyć wyboru między poszczególnymi trudnymi decyzjami, a nie tylko  pomiędzy wariantami, czy wiek emerytalny będzie wyższy, czy niższy. Bo  jeśli ma być utrzymany ten wiek emerytalny, to musimy odpowiedzieć w  takim referendum, na co się zgadzamy - na stały wyższy VAT, a więc  wyższe ceny, czy na wyraźnie niższe emerytury, czy radykalne  podniesienie składki emerytalnej - wywodził Donald Tusk.
To nie  pierwszy raz, gdy premier Tusk straszy obywateli, by przekonać Polaków  do oddania z naszych kieszeni jeszcze więcej. Obcięciem emerytur i rent  straszył, przekonując np. do podwyżki podatku VAT z 22 na 23 procent.  Taka strategia działania była do tej pory skuteczna. Premiera, który  działalność swojego rządu finansuje, podwyższając co roku obciążenia  obywateli i dodatkowo zadłużając kraj na kolejne 300 mld zł, obywatele  wybrali na kolejną kadencję. To m.in. tą reelekcją Tusk uzasadniał  wczoraj, jakoby otrzymał od społeczeństwa odpowiednią legitymację do  przeprowadzenia tej trudnej reformy emerytur. Gdy już koncepcja  podniesienia wieku emerytalnego została zestawiona ze straszniej  brzmiącymi wizjami podwyżek cen czy obcięcia emerytur, Donald Tusk  przystąpił do "oswajania emerytury w wieku 67 lat". Przekonywał, że w  roku 2040, kiedy wiek przechodzenia na emeryturę dotyczyć już będzie  także kobiet, żyć będziemy w innych realiach - przeciętna pensja będzie  wynosić 7,8 tys. zł, a kłopotów z pracą nie będzie, gdyż - ze względu na  niż demograficzny - każde zdolne do pracy ręce będą niezbędne, a  warunki życia i opieki zdrowotnej cały czas się poprawiają. Wyliczał  przy tym, że emerytura kobiety w 2040 r. po podwyższeniu wieku  emerytalnego do 67 lat wyniosłaby 3 tys. 411 zł, a gdyby wieku  emerytalnego nie podniesiono - jedynie 2 tys. 62 zł. Na okoliczność,  gdyby po tych wywodach Donalda Tuska znalazł się jakiś nieprzekonany,  któremu nie odpowiadałaby wizja zarabiania w wieku 66 lat 7,8 tys. zł i  nie przestraszył się groźby podwyżki VAT i składek emerytalnych, premier  miał przygotowanego prawdziwego asa w rękawie: "nie możemy być ostatnim  w Europie krajem, który zastanawia się nad podwyższeniem wieku  emerytalnego" - tłumaczył. Zaznaczył, że np. w Szwecji "dyskutuje się" o  podwyższeniu wieku emerytalnego do 75 lat, w Wielkiej Brytanii - do 78  lat, a w Danii - do 70. Propaganda grania na kompleksach i wpajania  Polakom poczucia niższości staje się w ostatnim czasie modna i znajduje  odzwierciedlenie np. w polityce zagranicznej rządu Donalda Tuska.
Rząd  projektuje, że podwyższanie wieku emerytalnego następować będzie  stopniowo - 3 miesiące rocznie, i rozpocznie się już od przyszłego roku.  Co cztery miesiące wiek przechodzenia na emeryturę zwiększałby się o  jeden miesiąc. W rezultacie docelowy wiek emerytalny - 67 lat, mężczyźni  osiągnęliby w roku 2020, a kobiety - w 2040 roku. Premier tłumaczył, że  w przypadku kobiet po raz pierwszy w wieku 67 lat na emeryturę  przeszłyby dzisiejsze 38-latki, a np. obecna 55-latka wiek emerytalny  osiągnie w wieku 61 lat i 7 miesięcy, 50-latka - 63 lat i 3 miesięcy, a  45-latka - 64 lat i 11 miesięcy. Premier, tłumacząc projekt podwyższenia  wieku emerytalnego, mówił także, że "prawda jest brutalna" -  społeczeństwo się starzeje i wkrótce zabraknie rąk do pracy, a zatem i  osób, które będą płaciły składki, z których wypłacane będą emerytury.  Niestety, z taką samą determinacją rząd w ciągu ostatnich 5 lat nie  forsował rozwiązań, które wspierałyby rodziny.
Projekt ustawy o  podniesieniu wieku emerytalnego trafi do Sejmu za blisko 30 dni. Premier  Tusk chciałby, żeby był on rozpatrywany wspólnie z konsultowanym  właśnie projektem w sprawie likwidacji przywilejów emerytalnych  pracowników mundurówki. Rząd projektuje, że o 10 lat, z 15 do 25,  zostanie wydłużony okres służby i będzie wprowadzony wymóg osiągnięcia  wieku 55 lat, by mundurowy mógł przejść na emeryturę. Jutro w Sejmie  NSZZ "Solidarność" zamierza złożyć poparty podpisami obywateli wniosek -  wspierany także przez Prawo i Sprawiedliwość oraz Solidarną Polskę - o  przeprowadzenie referendum w sprawie podniesienia wieku emerytalnego.  Podpisy pod swoim wnioskiem w tej sprawie zbiera także SLD.
Artur Kowalski
Nasz Dziennik Środa, 15 lutego 2012, Nr 38 (4273)
Autor: au
