IPN pyta o teczkę "Bolka"
Treść
Maciej Walaszczyk
Duże poruszenie wywołały publikacje "Naszego  Dziennika" i "Uważam Rze" na temat przechowywania w sejmowym archiwum  kopii materiałów, które mogą zawierać pełną dokumentację teczki "Bolka",  w tym donosy. Z apelem o udostępnienie dokumentów zgromadzonych w toku  prac komisji Ciemniewskiego i przekazanie ich do IPN zwrócili się  wczoraj byli członkowie Wolnych Związków Zawodowych Wybrzeża - Krzysztof  Wyszkowski, Józef Szyler i Wojciech Jagielski.
Chodzi oczywiście o  akta komisji, która w 1992 roku oceniała wykonanie uchwały lustracyjnej  przez ówczesnego szefa MSW Antoniego Macierewicza. Nie wiadomo, jaki  jest ich stan na chwilę obecną.
Sprawą zainteresował się Instytut  Pamięci Narodowej. - W związku z publikacjami prasowymi dotyczącymi  znajdującej się w Kancelarii Sejmu dokumentacji zgromadzonej przez tzw.  komisję Ciemniewskiego i przesłankami wskazującymi na fakt występowania w  niej materiałów archiwalnych wytworzonych przez organa bezpieczeństwa  państwa lub ich kopii informuję, iż prezes IPN w trybie przepisów ustawy  o Instytucie wystąpi do marszałek Sejmu o uruchomienie procedur  pozwalających na weryfikację tych informacji, a w przypadku ich  potwierdzenia o przekazanie dokumentacji byłej Służby Bezpieczeństwa do  zasobu archiwalnego Instytutu Pamięci Narodowej - oświadczył wczoraj  Andrzej Arseniuk, rzecznik prasowy IPN.
Otwarte pozostaje pytanie,  czy o istnieniu tych dokumentów wiedział wcześniej prezes IPN dr Łukasz  Kamiński i czy trzeba było publikacji prasowych i apelu osób  poszkodowanych przez TW "Bolka", by Instytut zainteresował się tą  sprawą.
Również wczoraj szef Kancelarii Sejmu Lech Czapla  potwierdził, że powołany przez niego specjalny zespół bada, czy  dokumenty z komisji Ciemniewskiego, w związku ze zmianami w prawie,  nadal są objęte klauzulą tajności. Ma on dokonać przeglądu niejawnych  materiałów archiwalnych związanych z pracami sejmowej Komisji do badania  wykonywania przez Ministra Spraw Wewnętrznych uchwały Sejmu RP z dnia  28 maja 1992 roku. Pracami tego gremium kierował wówczas Jerzy  Ciemniewski.
Jak informowaliśmy, poseł Marek Opioła, który  reprezentuje Klub Parlamentarny PiS w sejmowej Komisji ds. Służb  Specjalnych, zwrócił się do szefa Kancelarii Sejmu o wgląd w te  dokumenty. Najpierw otrzymał odpowiedź odmowną, motywowaną błędami  formalnymi w złożonym przez siebie wniosku. Na kolejny wniosek nie  otrzymał jeszcze odpowiedzi.
Najważniejszy był jednak wczoraj głos  tych, którzy są świadkami historii oraz ofiarami działań prowadzonego  przez SB agenta w Stoczni Gdańskiej. 
- Czas najwyższy, aby te  sprawy zostały zakończone. Niecały kilometr stąd dokumenty te znajdują  się w Sejmie. Obawiamy się, że zostaną one zniszczone - mówił na  specjalnej konferencji prasowej Henryk Jagielski, który jako uczestnik i  świadek tragicznych wydarzeń z Grudnia ´70 w Gdańsku był rozpracowywany  przez TW "Bolka". Przypomniał, że wielu ludzi, którzy byli uczestnikami  zarówno grudniowych protestów w 1970 roku, jak również działaczami WZZ  czy strajku w Stoczni Gdańskiej w 1980 roku, już odeszło, nie  doczekawszy się prawdy na temat roli, jaką w tych czasach odegrał Lech  Wałęsa.
Józef Szyler, uczestnik Grudnia ´70 w Gdańsku, również  ofiara agenta "Bolka", zaapelował do dziennikarzy i mediów o uczciwe  zajęcie się tym tematem i ukazanie prawdziwej historii, takiej, która  "nie będzie powielać mitów i tez ustalonych przy Okrągłym Stole i w  Magdalence".
Jak informowaliśmy w sobotę, kapitalną wartość takie  dokumenty miałyby przede wszystkim dla tych, których Lech Wałęsa pozywał  za nazywanie go "Bolkiem". Były działacz WZZ poinformował, że nie ma  zamiaru przepraszać go, mimo że tak nakazał mu sąd. - Nie przeproszę i  taka jest moja wola - oświadczył wczoraj Krzysztof Wyszkowski. Kilka dni  temu Wyszkowski stwierdził, że nie mógł naruszyć dóbr osobistych  Wałęsy, ponieważ o takim naruszeniu można by ewentualnie mówić tylko  wtedy, gdyby Wałęsa agentem nigdy nie był. Przypomnijmy, że Wyszkowski w  pierwszej instancji wygrał proces w tej sprawie, ale przed rokiem sąd  apelacyjny uchylił korzystny dla niego wyrok, jaki zapadł w sierpniu  2010 roku. Krzysztof Wyszkowski, którego Wałęsa pozywa za określanie go  mianem TW "Bolek" i "agent", poinformował, że ogłoszenia z  przeprosinami, jakie musiałyby wyemitować największe stacje telewizyjne,  kosztowałyby go co najmniej kilkaset tysięcy złotych. 
Wyszkowski  podkreślał również, że teraz przede wszystkim chodzi o przeniesienie  dokumentacji z sejmowego archiwum do IPN, co w jego ocenie będzie miało  znaczenie dla interesu społecznego, narodowego i państwowego. - Liczę na  poparcie i współpracę ze strony dziennikarzy. Panujący porządek,  powtórzę raz jeszcze, opiera się niestety na obronie interesów agentów  SB i ich mocodawców - dodał były lider WZZ.
- Gdy prowadziliśmy  prace nad książką, spodziewaliśmy się, że dokumenty z prac komisji  Ciemniewskiego zawierają jakieś kopie dokumentów będących w posiadaniu  następców prawnych SB - tłumaczył dr hab. Sławomir Cenckiewicz,  historyk, współautor książki "SB a Lech Wałęsa. Przyczynek do  biografii". Podczas wczorajszej konferencji odniósł się on również do  historii z 2007 roku, a więc do czasu, gdy wraz z Piotrem Gontarczykiem  badał przeszłość Lecha Wałęsy. Przypomniał, że zarówno oni, jak i były  prezes IPN prof. Janusz Kurtyka zwracali się do marszałka Sejmu Ludwika  Dorna o udostępnienie tych dokumentów. - Odbiliśmy się od ściany - mówił  Cenckiewicz. Jednak według niego, jeśli w Sejmie odnalezionych zostanie  tylko kilka kart z zaginionych i ukradzionych materiałów, będą miały  one wielkie znaczenie dla poznania prawdy o zasięgu działalności  "Bolka".
Wczoraj sprawę skomentował także sam zainteresowany, a więc  Lech Wałęsa. - W moim przypadku nie było nigdy żadnych oryginalnych  materiałów i dlatego bezpieka je podrabiała. Gdyby były dokumenty, nie  byłoby potrzeby podrabiania (...). Jeżeli są jakieś papiery, to są  papiery toaletowe - mówił były prezydent w Radiu Zet.
Jak wiadomo,  prezydent Lech Wałęsa wypożyczał dokumenty dotyczące działalności TW  "Bolka" dwukrotnie. Najpierw we wrześniu 1992 r., a potem, po dojściu  SLD do władzy, we wrześniu 1993 roku. Wtedy pomógł mu w tym ówczesny  szef UOP Gromosław Czempiński. W 1996 r. ówczesny szef MSW Zbigniew  Siemiątkowski zarządził sprawdzenie pakietu dokumentów tej sprawy.  Stwierdzono wówczas, że zginęło około 100 kart z teczki TW "Bolka", a  także powiązanych z nią tomów akt operacyjnych "Arka", "Jesień ´70",  "Klan"/"Związek".
Cenckiewicz przypomniał jednak, że po dymisji  premiera Jana Olszewskiego podwładni ówczesnego szefa Urzędu Ochrony  Państwa Piotra Naimskiego sporządzili "Protokół z przeglądu materiałów  dotyczących agenturalnej działalności Lecha Wałęsy w latach 1970-1976".  Zinwentaryzowane w ten sposób dokumenty miały zawierać m.in. odpis  zobowiązania Lecha Wałęsy do współpracy z SB.
- Tak było, osobami,  które potwierdzały prawdziwość tego dokumentu, byłem m.in. ja i Piotr  Naimski. Wśród nich znajdował się właśnie ten dokument - potwierdza  Antoni Macierewicz. Potem zarówno lojalka i donosy TW "Bolka" zniknęły.  Alojzy Pietrzyk pracujący w komisji Ciemniewskiego potwierdza, że  materiały na temat TW "Bolka" były w Sejmie. - Większość dokumentów  czytaliśmy w specjalnej kancelarii w MSW, ale teczka "Bolka" była  skopiowana i przekazana do Sejmu - podkreśla Pietrzyk, który wraz z  Lechem Kaczyńskim złożył wotum separatum do sprawozdania Komisji, która  negatywnie oceniła wykonanie uchwały lustracyjnej przez Macierewicza.
Nasz Dziennik Wtorek, 21 lutego 2012, Nr 43 (4278)
Autor: jc
