Mistrz tylko z nazwy?
Treść
Wciąż nie wiadomo, kto w tym sezonie zostanie piłkarskim mistrzem Polski, a główni faworyci zachowują się tak, jakby tytułu wcale zdobyć nie chcieli. Pewne, niestety, jest tylko to, że najlepsza drużyna ligi będzie... najsłabszym mistrzem od lat, co fatalnie rokuje przed kolejnymi kwalifikacjami Champions League.
Miesiąc temu, po wygranym przez Wisłę Kraków meczu z Jagiellonią Białystok, trener pokonanych Michał Probierz przyznał, że losy wyścigu o tytuł są przesądzone. Dziś pewnie gryzie się w język na wspomnienie o tamtych słowach, a gdyby w niedzielę jego podopieczni pokonali w Bytomiu Polonię, zrównaliby się punktami z "Białą Gwiazdą". Wiślacy wpadli bowiem w dołek, przegrali dwa ostatnie spotkania, prezentując w nich fatalny styl gry. Najpierw nie poradzili sobie z defensywnie nastawionym Śląskiem Wrocław, potem z zaskakująco ofensywnie usposobionym Górnikiem Zabrze. Przy okazji wyszły na jaw mankamenty zespołu (koszmarna forma obrońców, brak odpowiedniej liczby napastników w kadrze, kiepscy zmiennicy - co brzmi paradoksalnie, jeśli pamięta się o tym, że na ławce przesiadują najlepiej zarabiający zawodnicy w lidze, mało elastyczny trener, uparcie forsujący jedną taktykę, niezależnie od klasy i sposobu gry rywala), który w niedalekiej przyszłości miał zaatakować bramy Ligi Mistrzów. Czy zaatakuje, nie wiadomo, bo dziś wcale nie jest przesądzone, że krakowianie sięgną po tytuł. Przed nimi kilka trudnych spotkań, a ostatnio udowodnili, że nie potrafią walczyć pod presją. Co ciekawe, wiślacy chyba sami uwierzyli, że losy rywalizacji są już przesądzone, wszak po świecie w poszukiwaniu wzmocnień porozjeżdżali się menedżerowie, powoli szykowano plan podboju Champions League, od lat niedostępnej dla żadnej polskiej drużyny. Przez jej drzwi nie przechodziła Wisła w dużo mocniejszym personalnie składzie, nie przechodziły Legia Warszawa i Lech Poznań. Wszystkie prezentowały się lepiej od jakiegokolwiek zespołu grającego obecnie w naszej lidze. Trudno bowiem uciec od wrażenia, że mistrz, ktokolwiek nim zostanie, będzie najsłabszym mistrzem od dawna. Obecny sezon przebiega według przedziwnego scenariusza. Faworyci doznają bolesnych upokorzeń, trzecią ekipę w tabeli od trzynastej dzieli dystans zaledwie sześciu (!) punktów, nie sposób przewidzieć wyników. W minionej kolejce cztery z pięciu zespołów zajmujących czołowe miejsca poniosły porażki, punkt wywalczyła Lechia Gdańsk, zdobywając dwa gole w doliczonym czasie gry derbów Trójmiasta z Arką. Potknięcia Wisły nie wykorzystała Jagiellonia, przegrywając w Bytomiu. Lech uległ w Lubinie, przegrywając po raz dziewiąty w sezonie. Poprzedni zakończył na pierwszym miejscu z trzema porażkami na koncie. Obecny lider, Wisła, ma ich już sześć, a od lat mistrz Polski nie notował tak wielu wpadek. Szanse na puchary, a biorąc pod uwagę nieprzewidywalność rozgrywek, także na tytuł, wciąż zachowała Legia, która w 24 meczach schodziła z boiska pokonana aż 11 razy.
Wyrównana liga mogłaby świadczyć o jej sile, ale, niestety, w przypadku naszej ekstraklasy tak nie jest. Powstają stadiony na miarę Europy, na choćby jedną drużynę wciąż musimy poczekać. Rok temu wydawało się, że taką jest budowana w Poznaniu, minęły miesiące, a "Kolejorz" włączył bieg wsteczny. Miesiąc temu wychwalana była Wisła, ale najwyraźniej na wyrost. Wciąż nie mamy zespołu dającego coś więcej niż nadzieję na sukces w rywalizacji ze Spartą Praga czy nawet Levadią Tallin.
Gdy kilka dni temu Borussia Dortmund zapewniła sobie mistrzostwo Niemiec, jej szefowie już wyliczyli profity, jakie klub zyska z tej racji. Sam awans do fazy grupowej Ligi Mistrzów oszacowali na 20 milionów euro, które spłyną od UEFA, do tego doszły zdecydowany wzrost wartości piłkarzy, możliwość wynegocjowania większych wpływów ze sprzedaży praw telewizyjnych itd. Dla naszych klubów LM pozostaje od lat niezrealizowanym celem, a przyglądając się grze ligowej czołówki, trudno uwierzyć, by udało się do niej komukolwiek dostać.
Piotr Skrobisz
Nasz Dziennik 2011-05-04
Autor: jc