Na ścieżkach propagandy
Treść
"Studniówka" rządu to pierwszy okres, po którym zwykle  pojawiają się głębsze oceny działalności ekipy rządzącej w kontekście  rozpoczęcia spełniania wyborczych obietnic. W środkach masowego przekazu  pojawiają się zarzuty, że rząd za wolno wprowadza zapowiadane przez  Donalda Tuska reformy. Chyba jednak niesłusznie. Ekipa premiera przez  ostatnie 100 dni działała z takim rozmachem, że z wielkim niepokojem  można oczekiwać na to, jak będzie wyglądał nasz kraj po blisko półtora  tysiąca dniach drugiej kadencji rządów Platformy. A trawestując znane  powiedzenie, można stwierdzić: nie pytaj, co rząd już zrobił dla ciebie,  zapytaj, czy mógłby jednak tego nie robić. 
Po raz  drugi liderowi Platformy Obywatelskiej przyszło "świętować" pierwsze sto  dni rządu. Gdy przed czterema laty rząd Platformy i Polskiego  Stronnictwa Ludowego obchodził pierwsze sto dni rządu, premier Donald  Tusk zmagał się z zarzutami, że do tego czasu jego ekipa praktycznie nic  nie zrobiła, a jednocześnie roztaczał wizje, jak dobrze będzie w naszym  kraju za trzysta i trzy tysiące dni. Tylko gorzki śmiech może wywoływać  przypomnienie deklaracji Tuska z podsumowania poprzedniej "studniówki" o  tym, iż "rząd sto razy się zastanowi, zanim podejmie decyzję o zabraniu  pieniędzy obywatelom". Tym razem, przy okazji stu dni rządu premier  postanowił zrobić "przegląd resortów". Od jutra szef rządu ma rozpocząć  rozmowy ze swoimi ministrami. Pozwoli to na kilka dni zająć uwagę opinii  publicznej i mediów - które ostatnio zdają się na niekorzyść dla ekipy  rządzącej zbytnio koncentrować się na prawieniu często nadmiernych  złośliwości pod adresem nieradzącej sobie na stanowisku minister sportu  Joanny Muchy - do czasu wymyślenia nowego - po hazardzie, dopalaczach,  pedofilach i kibicach piłkarskich - wroga, przeciwko któremu będzie  można (w celu odwrócenia uwagi od spraw naprawdę istotnych) wytoczyć  armaty.
Podczas ostatniej konferencji prasowej Donald Tusk odrzucał  sugestie, że wszystko, co robi rząd, czyni dla PR. Na taką ocenę -  uzależnienie działań od ich wymiaru propagandowego - zdecydowanie jednak  sobie zapracował. Jednocześnie podejmowane niezbyt popularne działania  zmierzały przede wszystkim do pozyskania pieniędzy na dalsze  finansowanie rządów ekipy Tuska. 
Rządzenie przez pryzmat propagandy  doskonale obrazuje postępowanie wspomnianej minister Muchy, którą  kierowanie resortem sportu wyraźnie przerosło. Gdy fiaskiem zakończyła  się próba rozegrania zaplanowanego meczu piłkarskiego na ponoć gotowym  Stadionie Narodowym, minister sportu - niejako w zamian - urządziła  teatrzyk w postaci swojej przebieżki wokół Narodowego. Zaprzyjaźniona  telewizja zrobiła transmisję, a nawet zrelacjonowała to "wielkie"  wydarzenie w głównym serwisie informacyjnym. Można się tylko domyślać,  że po tym nastąpiło wielkie badanie słupków popularności, czy bieg  minister Muchy wokół stadionu przyniósł ich wzrost nie tylko samej  minister, ale i całemu rządowi. 
Niestety dla obywateli rządzenie  krajem w wykonaniu ekipy Tuska to nie tylko zabawy z propagandą. A  kolejne decyzje rządzących znajdują jak najbardziej przełożenie na  realną sferę życia. Wbrew niektórym osobom wytykającym rządowi, że  niewiele zrobił od rozpoczęcia bieżącej kadencji, ten zrobił jednak  sporo, aby móc się niepokoić dalszym rozwojem sytuacji w naszym kraju.  Już tradycyjnie - jak po wszystkich kolejnych wyborach wygrywanych przez  Platformę - pogorszyły się warunki gospodarcze, w których  funkcjonujemy. Jak zwykle przed wyborami byliśmy "zieloną wyspą"  doskonale radzącą sobie z finansowym kryzysem, by po wyborach  doświadczać weryfikacji in minus założeń budżetowych, podwyżki podatków  czy cięć wydatków. Po wyborach skorygowano m.in. na gorszą prognozę  wzrostu gospodarczego na ten rok, podwyższono akcyzę na olej napędowy,  jak również zwiększono opodatkowanie pracy w wyniku podwyżki składki  rentowej. A fatalnie przygotowany proces wprowadzenia ustawy w sprawie  refundacji leków spowodował ograniczenie dostępu pacjentów do  refundowanych medykamentów, z których wiele wyraźnie podrożało. 
Jeśli na każdorazowe pogarszanie się warunków gospodarczych po kolejnych  wyborach rzeczywiście miały wpływ warunki obiektywne, a nie powrót do  brutalnej rzeczywistości po kampanii wyborczej, w której podkoloryzowano  rzeczywistość, to może w poczuciu odpowiedzialności za kraj politycy  Platformy pełni doświadczeń, iż po każdych wygranych przez nich wyborach  sytuacja w kraju coraz bardziej się pogarsza - w ogóle zrezygnują ze  startu w jakichkolwiek wyborach?
Sukces goni sukces
W ciągu stu dni drugiej kadencji rządu Tuska wyraźnie spadło też  znaczenie Polski na arenie międzynarodowej jako suwerennego kraju.  Obecny gabinet nie jest już chyba w stanie podjąć żadnej strategicznej  dla kraju decyzji, jeśli wcześniej nie zyska aprobaty ze strony Niemiec.  Jednocześnie propaganda rządu Tuska przedstawia Polskę w oczach naszego  społeczeństwa jako jednego z głównych rozgrywających w Unii  Europejskiej, wręcz animatora dyskusji w ramach Wspólnoty. Choć rządzący  i dzielący w Unii: Niemcy i Francja, ze zgadzającą się praktycznie na  wszystko Polską z tego właśnie względu nie muszą się z nami liczyć. W  kontekście rozwoju sytuacji wokół przyjęcia przez państwa Unii  Europejskiej umowy ACTA wręcz kuriozalnie brzmi ostatnie oświadczenie  Donalda Tuska o wycofaniu polskiej zgody na akceptację tego dokumentu i  wzywanie innych państw do takiego samego stanowiska. Premier długo  obstawał za akceptacją ACTA, mimo potężnego sprzeciwu polskiego  społeczeństwa. Polacy go jednak nie przekonali. Inspiracja przyszła zza  zachodniej granicy. Do ruchu anty-ACTA szef rządu przyłączył się i  próbuje stanąć na jego czele w chwili, gdy już praktycznie wiadomo, że  na przyjęcie umowy nie zgodzą się Niemcy, i po tym, gdy w sprawie ACTA  na oczy przejrzało wielu posłów Parlamentu Europejskiego.
Przez  ostatnie dni premier Tusk wiele energii wkłada w przekonanie  społeczeństwa o konieczności podniesienia wieku emerytalnego. I znów  pomysłowi towarzyszy olbrzymia propaganda - po wydłużeniu wieku  emerytalnego emerytury mają być znacznie wyższe, a praktycznie każdy w  wieku przedemerytalnym - w roku 2040 - ma mieć wysokopłatną pracę. W  obliczu faktycznego starzenia się społeczeństwa na pewno niezbędne jest  podjęcie dyskusji na temat przyszłości systemu emerytalnego. Rząd jednak  zdaje się przystępować do konsultacji emerytalnych w sytuacji, gdy  chyba już podjął w tej sprawie decyzję. A po stronie rządu gra idzie  wyłącznie o to, by społeczeństwo jeszcze raz uwierzyło w propagandę o  świetlanej przyszłości. Choć proces ten przebiega bardzo powoli, to  coraz większa część społeczeństwa zaczyna się jednak orientować, że jest  traktowana przez rządzących jako niezbyt inteligentna masa, której  można wcisnąć każdą bajkę. Tym bardziej że forsowaniu podwyższenia wieku  emerytalnego towarzyszą działania rządu przeczące potrzebom w tym  względzie lub nie ma innych działań. Z jednej strony premier Tusk zwraca  uwagę, iż rodzi się coraz mniej dzieci i mało osób pracuje na obecne i  przyszłe emerytury, ale z drugiej - zaczyna od podwyższenia wieku  emerytalnego, zamiast rozpocząć od reformy polityki prorodzinnej i m.in.  wsparcia rodzin choćby zwiększeniem dostępności do przedszkoli czy też -  przez podniesienie składki rentowej - zwiększa opodatkowanie pracy,  zamiast wpływać na stworzenie warunków, w których opłaca się legalnie  zatrudniać pracowników, którzy będą płacić składki.
Artur Kowalski
Nasz Dziennik Wtorek, 21 lutego 2012, Nr 43 (4278)
Autor: jc
