Od Wisły do Polonii
Treść
Wisła Kraków mistrzem Polski, Śląsk Wrocław i Legia Warszawa na podium, Arka Gdynia i Polonia Bytom w I lidze, a broniący tytułu Lech Poznań poza pucharami - to najważniejsze fakty zakończonego w niedzielę kolejnego sezonu piłkarskiej ekstraklasy. Nie zabrakło w nim niespodziewanych wyników, emocji, a większość rozstrzygnięć przyniosła dopiero ostatnia, 30. kolejka.
Gdy jesienią, po 11 seriach spotkań, Wisła zajmowała ósme miejsce ze stratą 10 punktów do prowadzącej Jagiellonii Białystok, wydawało się, że o mistrzostwie może zapomnieć. Nie chodziło tylko o same liczby i cyfry, ale styl gry prezentowany przez krakowian, nierokujący zbyt optymistycznie na przyszłość. Nagle jednak wszystko się odmieniło. "Biała Gwiazda" wygrała derby Krakowa, rozpoczęła zwycięski marsz, który na początku rundy wiosennej pozwolił jej wyprzedzić podopiecznych Michała Probierza. Jagiellonia wpadła w dołek, Wisła dostała skrzydeł i w niedzielę zakończyła sezon na pierwszym miejscu. Zdecydowanie, z przewagą siedmiu punktów nad Śląskiem i ośmiu nad białostoczanami, którzy spadli na czwartą pozycję. Co zadecydowało o sukcesie krakowian? Transfery dokonane zimą. Szczególnie przyjście Maora Meliksona, Sergeia Pareiki i Cwetana Genkowa okazało się strzałem w dziesiątkę, wszyscy wnieśli ogromny wkład w zdobycie mistrzowskiego tytułu. Trener Robert Maaskant zdołał zbudować zespół, taki z krwi i kości, co było zadaniem o tyle utrudnionym, że miał do dyspozycji zawodników z kilkunastu krajów i kilku kontynentów. Holender potrafił wykrzesać z nich maksimum, choć nie można powiedzieć, że drużyna urzekała swoją grą. Tak nie było, ale za to poczynała sobie solidnie, walcząc o swoje do końca. Sporo kluczowych spotkań rozstrzygnęła w ostatnich minutach. Nie traciła głupich punktów, nie notowała spektakularnych wpadek, co u najgroźniejszych konkurentów stanowiło normę. Mimo to przegrała aż osiem spotkań, zdobyła tylko 56 punktów. Wszystko to uzasadniało często słyszaną tezę, że została najsłabszym mistrzem od lat. Ile w tym prawdy, przekonamy się, gdy przyjdzie jej rywalizować o Ligę Mistrzów.
Tuż za plecami Wisły rozgrywki ukończył Śląsk, co było największą sensacją sezonu. Ojcem sukcesu wrocławian był Orest Lenczyk, charyzmatyczny trener, który przejął zespół znajdujący się po siódmej kolejce na dnie, z pięcioma porażkami na koncie. Nikt wówczas nie sądził, że do końca rozgrywek przegra dwa (!) mecze, w niesamowitym stylu pnąc się w górę tabeli. W niedzielę, po rozgromieniu Arki, utrzymał drugie miejsce, dokonując niemożliwego. Lenczyk zdołał trafić do piłkarzy, mądrze poukładać ich na boisku, a przede wszystkim doskonale przygotować do walki pod względem fizycznym. To znak rozpoznawczy tego szkoleniowca, którego zawodnikom nigdy sił nie brakuje. Trener nie przejmował się kadrowymi problemami. W pewnym momencie nie miał do dyspozycji ani jednego napastnika, wówczas ustalał taktykę tak, że bramki zdobywali pomocnicy, Przemysław Kaźmierczak czy Sebastian Mila. Nie wymyślał pięknych usprawiedliwień, gdy krytycy zarzucali jego drużynie brzydki, defensywny styl. - Spróbujcie popracować z piłkarzami, których mam - odpowiadał. Efekty przeszły oczekiwania, te najśmielsze. Śląsk osiągnął gigantyczny sukces, który raz jeszcze udowodnił wyjątkową klasę nestora polskich trenerów.
Na najniższym stopniu podium uplasowała się Legia i trudno uznać to za bardzo dobry wynik. Drużyna miała bowiem sięgnąć po tytuł, po to latem wydano miliony na transfery i powierzono zespół Maciejowi Skorży. Tymczasem początek sezonu był w wykonaniu warszawian tak zły, że błyskawicznie pojawił się temat dymisji trenera. Legia grała fatalnie, traciła mnóstwo goli, okupowała miejsca na dole tabeli. Po dziewięciu kolejkach była jedenasta, z upokarzającym stosunkiem bramek 6:13. Zawodziły nowe gwiazdy, z nielicznymi wyjątkami poczynając sobie bardzo, ale to bardzo słabo. Dopiero wiosną, gdy Legia zdobyła Puchar Polski, zaczęła grać na miarę oczekiwań. W ostatnich tygodniach gromiła rywali, ale los Skorży zdawał się przesądzony. Działacze prowadzili negocjacje z Vladimirem Weissem, selekcjonerem reprezentacji Słowacji. Strony nie doszły jednak do porozumienia i w niedzielę, po meczu z Polonią Bytom, niespodziewanie poinformowano, że Skorża pozostanie na stanowisku na kolejny sezon. To jego malutki sukcesik, bo dostanie czas na zbudowanie zespołu na nowo i udowodnienie swojej wartości.
Wiosną imponujący dorobek z jesieni zaprzepaściła Jagiellonia. Przed startem rundy rewanżowej uważana za głównego kandydata do tytułu szybko pokazała, że może mieć problemy z utrzymaniem nawet miejsca na podium. Okazało się, że bez Kamila Grosickiego traci mnóstwo na wartości, nikt nie potrafił zastąpić sprzedanego do ligi tureckiej błyskotliwego napastnika. Kiepskiej atmosfery nie poprawiał trener Michał Probierz, który po przegranym meczu z Polonią Warszawa podał się do dymisji. Działacze jej nie przyjęli, ale "Jaga" wypadła poza podium. Na pocieszenie zagra w Lidze Europejskiej. Wiosna w ogóle nie była udana dla drużyn, które niespodziewanie nadawały ton rozgrywkom jesienią. Chodzi o Lechię i przede wszystkim Koronę. Gdańszczanie spotkania bardzo udane przeplatali bardzo słabymi, tracili punkty z rywalami z dolnych rejonów tabeli, w efekcie zajęli dopiero ósme miejsce. Z kolei kielczanom po serii porażek zajrzało nawet w oczy widmo degradacji. Pracę stracił Marcin Sasal, zespół zakończył sezon na trzynastej pozycji. Dalekiej od oczekiwań.
Największym przegranym rozgrywek okazał się jednak Lech. Odprawiający z kwitkiem Manchester City i Juventus Turyn w Lidze Europejskiej na krajowym podwórku notował wpadkę za wpadką. Jesienią posadą zapłacił za to Jacek Zieliński, którego zastąpił José Bakero. Wiosną kilka razy wydawało się, że Hiszpan podzieli jego los, ale działacze byli nadspodziewanie cierpliwi i uparci. Teraz słychać głosy, że były as Barcelony pracy nie straci i dostanie do wykonania misję budowy zespołu na kolejny sezon. Ten zakończony w niedzielę okazał się klęską "Kolejorza". Nawet Wisła nie posiadała w składzie tylu klasowych zawodników co on, ogranych, zaprawionych w bojach o wysoką stawkę. Do tego dochodził budżet, najwyższy, obok Legii, w lidze. Lech jednak zawiódł, i to na całej linii. Bakero dokonywał niezrozumiałych rotacji w składzie, piłkarze grali poniżej możliwości, działacze nie dokonali transferów na miarę oczekiwań, a jak już z kimś trafili (Artjoms Rudnevs) - to za późno. W konsekwencji zespół zajął piąte miejsce, nie wystąpi w pucharach.
W jednej linii z poznaniakami można również ustawić drużyny, które zaznały goryczy degradacji do I ligi. Co ciekawe, nie ma wśród nich Cracovii, pewnego spadkowicza po rundzie jesiennej. "Pasy" po 15 meczach miały na koncie osiem punktów, do "bezpiecznej", 14. lokaty traciły aż dziewięć. Tymczasem wiosną przeszły metamorfozę, za którą odpowiadał przede wszystkim trener Jurij Szatałow. Udało mu się wykreować trzech liderów: Mateusza Klicha, Alexandru Suvorova i Saidi Ntibazonkizę, którzy w każdym niemal meczu stanowili o sile drużyny, prowadząc ją do celu. Owszem, po drodze nie brakowało wpadek, ale korzystając z niepowodzeń Arki i Polonii, krakowianie dokonali niemożliwego i uratowali się przed degradacją. Spadli gdynianie i bytomianie.
Pozostałe drużyny: Bełchatów, Zagłębie czy Ruch, wypadły na miarę możliwości. Czasem zajmowały wyższe, czasem niższe miejsca, uplasowały się na odpowiadających ich potencjałowi. Po stronie plusów sezon mogą zapisać Górnik i Widzew. Zabrzanie poczynali sobie nawet ponad stan, w kilku meczach grając pięknie i zaskakująco skutecznie. Najboleśniej przekonała się o tym Wisła, bezlitośnie wypunktowana na własnym stadionie. Także łodzianie pod wodzą Czesława Michniewicza rozegrali sporo efektownych spotkań, zdobywając w nich mnóstwo pięknych bramek. Rozczarowała za to Polonia Warszawa. Budowana za ogromne pieniądze, dokonująca spektakularnych wzmocnień miała bić się o tytuł, tymczasem w pewnym momencie z niepokojem spoglądała na tabelę, bo nie była pewna utrzymania. Wiosną dobrą pracę wykonał Jacek Zieliński, ale siódme miejsce na Konwiktorskiej nikogo nie ucieszyło.
Sezon 2010/2011 przeszedł już do historii. Upłynął pod znakiem rekordowej liczby transferów piłkarzy z zagranicy, Wisła została zresztą najbardziej międzynarodowym mistrzem w historii. Upłynął pod znakiem sensacji, wpadek faworytów, ogromnego ścisku w tabeli. Jesienią wydawało się, że dobiegnie kresu panowanie wielkiej trójki, czyli Wisły, Lecha i Legii, a ich miejsce zajmą Jagiellonia, Lechia bądź Korona. Wiosna to zweryfikowała, pretendenci nie wytrzymali narzuconego przez siebie tempa, możni ligi pokazali, że nie można ich skreślać. Wisła zdobyła tytuł, Legia puchar, największą sensację sprawił Śląsk, rozdzielając je w tabeli. Królem strzelców został Tomasz Frankowski, ale jego dorobek nikomu nie zaimponował. Zdobył ledwie 14 bramek, czyli bardzo, bardzo mało.
Aby jednak zakończyć optymistycznie - w minionych miesiącach na trybuny wrócili kibice. Brzmi to dziwnie, gdy pamięta się o ostatnich pokazowych działaniach rządu, ale stało się faktem. Pojawiły się efektowne stadiony, fani zaczęli je wypełniać i choć jeszcze nie "pękła" liczba 100 tysięcy w jednej kolejce, można być pewnym, że w nowym sezonie ta granica zostanie pokonana.
Piotr Skrobisz
TABELA
1. Wisła Kraków 30 56 17-5-8 44:29 2. Śląsk Wrocław 30 49 13-10-7 46:34 3. Legia Warszawa 30 49 15-4-11 45:38 4. Jagiellonia Białystok 30 48 14-6-10 38:32 5. Lech Poznań 30 45 13-6-11 37:23 6. Górnik Zabrze 30 45 13-6-11 36:40 7. Polonia Warszawa 30 44 12-8-10 41:26 8. Lechia Gdańsk 30 43 12-7-11 37:36 9. Widzew Łódź 30 43 11-10-9 41:34 10. GKS Bełchatów 30 40 10-10-10 31:33 11. Zagłębie Lubin 30 39 10-9-11 31:38 12. Ruch Chorzów 30 38 10-8-12 29:32 13. Korona Kielce 30 37 10-7-13 34:48 14. Cracovia Kraków 30 29 8-5-17 37:47 15. Arka Gdynia 30 28 6-10-14 22:43 16. Polonia Bytom 30 27 6-9-15 29:45
Nasz Dziennik 2011-05-31Autor: jc