Pokazowo zdymisjonowani powrócą
Treść
Marcin Austyn
Z informacji, do jakich dotarł "Nasz Dziennik",  wynika, że część pokazowo zwolnionych oficerów po ogłoszeniu raportu  komisji ministra Jerzego Millera w sprawie katastrofy samolotu Tu-154M  już powróciła do służby.
Po ogłoszeniu tzw. raportu Millera decyzją  ministra Tomasza Siemoniaka do rezerwy kadrowej przeniesionych zostało w  sumie piętnastu oficerów, w tym trzech generałów, sześciu pułkowników,  czterech podpułkowników i dwóch majorów. - Oficerowie przed  przeniesieniem do rezerwy kadrowej pełnili służbę w Sztabie Generalnym  Wojska Polskiego, Dowództwie Operacyjnym Sił Zbrojnych, Dowództwie Sił  Powietrznych, Szefostwie Służby Hydrometeorologicznej Sił Zbrojnych RP  oraz w 36. Specjalnym Pułku Lotnictwa Transportowego. Z grupy tej jeden  generał oraz jeden pułkownik odeszli z zawodowej służby wojskowej (w  styczniu br.). Pozostała grupa oficerów nadal pozostaje w rezerwie  kadrowej - podkreśliły służby prasowe MON.
Wśród pokazowo zwolnionych  generałów znalazł się gen. dyw. pil. Anatol Czaban, b. szef szkolenia  Sił Powietrznych, w chwili dymisji pracujący jako asystent szefa Sztabu  Generalnego WP ds. Sił Powietrznych, który sam zdecydował się na  odejście z wojska. To także gen. dyw. naw. Zbigniew Galec, szef Centrum  Operacji Powietrznych i zastępca dowódcy operacyjnego Sił Zbrojnych RP,  który obecnie pozostaje w rezerwie kadrowej i jak ustaliliśmy,  niewykluczone, że zdecyduje się na odejście z armii. Kolejny  zdymisjonowany to gen. dyw. pil. dr Leszek Cwojdziński, b. zastępca  Szefa Zarządu Szkolenia Sztabu Generalnego WP, w chwili dymisji szef  Szkolenia Sił Powietrznych. Także on trafił do rezerwy kadrowej MON.  Cwojdziński może jednak niebawem liczyć na powrót do służby.  Niewykluczone, że otrzyma etat w resorcie obrony lub stanowisko w  Sztabie Generalnym. Dodatkowo gen. Cwojdziński ma współpracować jako  wykładowca z Akademią Obrony Narodowej.
Wizją powrotów nie jest  zaskoczony Dariusz Seliga, poseł PiS, członek sejmowej Komisji Obrony  Narodowej. Jak zauważył, można było przewidzieć, że oficerowie  skierowani do rezerwy kadrowej, jeśli wcześniej nie opuszczą wojska,  będą wracali do czynnej służby. - Od samego początku uważałem, że głośne  medialnie dymisje oraz rozwiązanie specpułku były zabiegiem czysto  marketingowym - podkreśla parlamentarzysta. Jak zauważył, wkrótce  okazało się, że w miejsce rozformowanego specpułku utworzono w ramach 1.  Bazy Lotnictwa Transportowego nową jednostkę, odpowiadającą za przewozy  krajowe VIP-ów, które realizowane są śmigłowcami, a przy okazji pozbyto  się problemu zakupu nowych samolotów dla 36. SPLT. - Przeczekano ten  głośny medialno-politycznie okres, a teraz, gdy sprawa nieco ucichła,  sięga się po tych ludzi. To jednak pokazuje, że tak naprawdę nikt za  katastrofę smoleńską nie poniósł konsekwencji - zaznacza Seliga. W  praktyce najbardziej dotkliwe zmiany odczuli piloci 36. SPLT, którzy  wykonywali swoje obowiązki, czyli przewóz VIP-ów, a zapomniano o  organizacyjnej roli kancelarii premiera czy Biura Ochrony Rządu. 
-  Należało sprawę odpowiedzialności za katastrofę smoleńską rzetelnie  wyjaśnić do końca. Jeżeli okazałoby się, że dany zdymisjonowany oficer  jednak nie zawinił, to należałoby go przeprosić, a może i awansować.  Jeśli jednak potwierdzono by jego złe postępowanie, wykazano, iż  dopuścił się niedopełnienia obowiązków służbowych, to sprawa powinna być  jednoznacznie rozwiązana. To byłby też sygnał dla młodszych oficerów,  którzy patrzą na to, jak wygląda cała ta "polityka kadrowa", i nabierają  złych doświadczeń - zaznacza Seliga. 
W ocenie gen. Romana Polki,  byłego dowódcy jednostki specjalnej GROM, sposób wyciągania konsekwencji  wobec osób, które faktycznie odpowiadały za katastrofę smoleńską - czy  to w wojsku, czy też w BOR - jest zadziwiający i rodzi poważne pytania o  to, czy mamy do czynienia z poważnym rozliczeniem tej sprawy. -  Likwidacji specpułku nie sposób cofnąć, ale z rezerwy kadrowej da się  wrócić. Prawdę mówiąc, nie mam przekonania do tej instytucji, bo  człowiek ambitny nie będzie przez rok czy może i dłużej udawał, że coś  robi, bo na tym polega rezerwa kadrowa. Stąd też osobiście taką  propozycję odrzuciłem - kwituje Polko.
Nasz Dziennik Piątek, 17 lutego 2012, Nr 40 (4275)
Autor: au
